Brzezinka: śmieciowa afera, która obciąża Wójtowicza. NIK i CBA nie mają wątpliwości – miasto zawiodło na całej linii
Wystąpienie pokontrolne Najwyższej Izby Kontroli ujawnia skalę nieprawidłowości, która kompromituje Urząd Miasta Mysłowice i prezydenta Dariusza Wójtowicza. W tle 8000 ton niebezpiecznych odpadów, kontrowersyjny przetarg, podejrzane spotkania i zawyżone milionowe koszty. Ta sprawa to nie tylko kryzys środowiskowy – to polityczne i administracyjne trzęsienie ziemi, które nie powinno przejść bez echa.
Tysiące ton niebezpiecznych chemikaliów i opóźniona reakcja
W październiku 2019 roku straż pożarna oszacowała, że na działce przy ul. Brzezińskiej 50 w Mysłowicach zgromadzono około 8000 ton niebezpiecznych chemikaliów. Składowane w piętrowych rzędach beczki przeciekały, a ich zawartość mogła zanieczyścić wodę, powietrze i glebę. Odpady – jak wynika z opinii biegłych – zawierały substancje rakotwórcze, mutagenne i żrące.
Mimo tego zagrożenia działania miasta były opóźnione i chaotyczne. Urząd przez wiele miesięcy nie wystąpił o dofinansowanie do WFOŚiGW, choć miał taką możliwość. Zwlekano również z podpisaniem gotowej umowy z Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska – mimo że projekt był zatwierdzony. W efekcie przetarg na usunięcie odpadów ruszył dopiero rok po decyzji nakazującej ich usunięcie.
Skandaliczny przetarg: jeden wykonawca, nieważne dokumenty, tajne spotkanie
Przetarg na usunięcie i zagospodarowanie odpadów ogłoszono w trybie dialogu konkurencyjnego, którego celem powinno być porównanie ofert i wybór najlepszego rozwiązania. W praktyce miasto zaprosiło do rozmów tylko jednego wykonawcę – konsorcjum, które złożyło ofertę z nieważną polisą ubezpieczeniową. Mimo tego rażącego uchybienia, nie wezwano go do uzupełnienia dokumentów, ani nie wykluczono z postępowania, jak nakazuje prawo.
Jeszcze bardziej kompromitujący jest fakt, że w styczniu 2021 roku prezydent Dariusz Wójtowicz osobiście spotkał się z wykonawcą – w jego siedzibie, bez świadków i bez sporządzenia protokołu. Spotkanie nie miało podstawy prawnej, nie było przewidziane w trybie postępowania i stanowiło naruszenie zasad równości stron. NIK wskazuje, że działanie to budzi poważne wątpliwości co do przejrzystości i uczciwości całego procesu.
Nie wiadomo, co dokładnie zostało uzgodnione podczas tej nieoficjalnej rozmowy. Wiadomo natomiast, że kilka miesięcy później to właśnie ten wykonawca otrzymał wartą niemal 94 mln zł umowę na usunięcie odpadów z Brzezinki.
Umowa niekorzystna, miasto przepłaca ponad 11 milionów
Choć umowa przewidywała wynagrodzenie za unieszkodliwienie odpadów, znaczna ich część (ok. 25%) została jedynie odzyskana – znacznie tańszą metodą. Mimo to miasto zapłaciło za całość, jakby cały materiał został zutylizowany. NIK obliczyła, że miasto poniosło zawyżone koszty w wysokości co najmniej 11,6 mln zł. Takie działanie nazwano wprost: nierzetelne i niegospodarne.
Co więcej, co najmniej 190 ton niebezpiecznych odpadów przekazanych przez konsorcjum jednemu z podwykonawców trafiło na nielegalne składowisko w Rojkowie na Mazowszu. Mimo deklaracji o „zagospodarowaniu” odpady z Mysłowic stały się czyimś kolejnym problemem.
NIK i CBA mówią jednym głosem: brak nadzoru, brak kompetencji
To już drugi – po raporcie Centralnego Biura Antykorupcyjnego – dokument państwowy, który ujawnia, że miasto Mysłowice pod rządami Dariusza Wójtowicza działa w sposób nieprzejrzysty, bez należytego nadzoru i z rażącym lekceważeniem standardów administracyjnych.
CBA wcześniej wskazywało na brak procedur, patologie w zarządzaniu mieniem komunalnym i nieprawidłowości w udzielaniu zamówień publicznych. NIK dołącza kolejne dowody – tym razem w sprawie, która dotyczy bezpośrednio zdrowia mieszkańców i ochrony środowiska.
Podsumowanie: to nie incydent – to systemowy problem
Nie mamy tu do czynienia z przypadkiem czy jednostkowym błędem. To ciąg świadomych decyzji, zaniechań i niejasnych kontaktów, które doprowadziły do niepotrzebnych strat finansowych i stworzyły realne zagrożenie ekologiczne. Mysłowice zapłaciły za to pieniędzmi publicznymi, utratą wiarygodności i bezpieczeństwa.
Nadszedł czas, by zapytać: czy miasto stać na dalsze ignorowanie takich raportów? Czy mieszkańcy mogą sobie pozwolić na dalsze tolerowanie niekompetencji, która kosztuje miliony?
MT