Śląska mafia śmieciowa i Mysłowice.

 

Śląsk od lat zmaga się z mafią śmieciową, ale to, co wydarzyło się w Mysłowicach, to nie tylko zwykła niegospodarność. To historia decyzji podejmowanych w zaciszu gabinetów, powiązań i znajomości, które pachną nie świeżym powietrzem, lecz gnijącą beczką chemikaliów. W doniesieniach medialnych dotyczących raportów CBA, NIK oraz śledztwa w Katowicach pojawia się również wątek związany z prezydentem miasta Dariuszem Wójtowiczem.

 

W 2019 roku na działce przy ul. Brzezińskiej w Mysłowicach znaleziono ponad 8 000 ton chemikaliów, beczki piętrzyły się  przeciekające, zagrażając mieszkańcom i wodom gruntowym. Rakotwórcze, mutagenne, żrące – cała tablica Mendelejewa w jednym miejscu.

I zamiast przejrzystego postępowania, które mogłoby być wzorem dla innych gmin, Mysłowice pod wodzą Wójtowicza zdecydowały się na kontrowersyjny dialog konkurencyjny z… jednym realnym wykonawcą. Efekt? Kontrakt za 94 miliony złotych, połowa z dotacji. CBA i NIK nie pozostawiły złudzeń: cena była zawyżona, warunki ustawione, a konkurencji – brak.

Nie bez znaczenia jest fakt, że prezydent Wójtowicz jeszcze przed ogłoszeniem procedury miał spotkać się z konsorcjum, które później wygrało. Spotkanie bez świadków, bez protokołu. A w tle  osobiste znajomości między włodarzem a właścicielką jednej z firm. Czy to przypadek? Czy może klasyczny przykład samorządowej patologii, gdzie publiczne miliony przechodzą w prywatne układy?

Raporty CBA i NIK: miażdżący akt oskarżenia wobec miasta

CBA stwierdziło jasno: Mysłowice świadomie dopuściły do braku konkurencji, co dało wykonawcy wolną rękę w dyktowaniu warunków. Według raportu CBA cena zawyżona o ok 30 milionów złotych. NIK z kolei wyliczyła, że miasto przepłaciło co najmniej 11,6 miliona złotych, a część odpadów – zamiast do utylizacji – trafiła na nielegalne wysypiska. Obywatele płacili więc jak za złoto, a dostali bylejakość, która jeszcze bardziej zatruła środowisko.

Co więcej, NFOŚiGW rozważa domaganie się zwrotu ponad 70 milionów złotych dotacji. Jeśli to się potwierdzi, Mysłowice staną na krawędzi bankructwa – a winny będzie ten, kto prowadził negocjacje i podpisywał umowy. Prezydent miasta.

Wójtowicz: gra ofiary czy cyniczna strategia?

W obliczu raportów i śledztw, Wójtowicz odgrywa znaną melodię: to polityczna ustawka, to atak inspirowany przez jego przeciwników, to czysta kampania wyborcza. Problem w tym, że mieszkańcy Mysłowic coraz mniej w to wierzą. Bo o ile można zakwestionować polityczne intencje instytucji, o tyle liczby nie kłamią: 94 miliony wydane, 11,6 miliona przepłacone, 70 milionów zagrożonych zwrotem, setki ton chemikaliów na lewych składowiskach.

Czy naprawdę wszystko było „transparentne”, jak zapewnia Wójtowicz? Jeśli tak, to jak wytłumaczyć fakt, że część odpadów z Brzezinki pojawiła się w Bieruniu i na Mazowszu? Transparentność w tym przypadku wygląda jak przeźroczysta folia, za którą chowa się coś znacznie brudniejszego.

Katowickie śledztwo: mafie śmieciowe na Śląsku

Równolegle Prokuratura Krajowa w Katowicach rozpracowuje zorganizowaną grupę przestępczą, która w latach 2021-2024 nielegalnie składowała odpady w Katowicach, Mikołowie i innych miejscowościach. Tylko we wrześniu 2025 roku zatrzymano kolejne sześć osób, z arsenałem broni, gotówką i dokumentacją pokazującą skalę oszustwa. W całej sprawie zarzuty usłyszało już 56 podejrzanych.

Jeśli śledczy uznają, że wątek mysłowicki był częścią tego samego procederu, konsekwencje dla miasta i jego włodarza mogą być dramatyczne.

Miasto na skraju bankructwa

Najbardziej dramatyczny wniosek jest taki: niezależnie od tego, jak zakończą się śledztwa, rachunek za decyzje Dariusza Wójtowicza i jego ludzi mogą zapłacić mieszkańcy. Zwrot 70 milionów złotych z odsetkami oznaczałby dla Mysłowic paraliż finansowy. Brak inwestycji, cięcia budżetowe, długi spłacane przez kolejne pokolenia.

Czy prezydent, który tak chętnie fotografował się na tle „posprzątanej Brzezinki”, przyjmie odpowiedzialność, gdy okaże się, że śmieci wróciły, tylko zakopane głębiej – w budżecie miasta i w świadomości mieszkańców?

Afera śmieciowa w Mysłowicach to nie tylko lokalna historia. To ostrzeżenie dla wszystkich samorządów, że układy, znajomości i brak kontroli mogą kosztować więcej niż miliony – mogą kosztować zdrowie ludzi i zaufanie do demokracji lokalnej.

 

Dariusz Wójtowicz przez lata budował wizerunek „prezydenta z ludu”, który nie boi się trudnych tematów. Dziś wygląda raczej na polityka, który wszedł w układ z systemem, a teraz próbuje się z niego wyplątać, zrzucając winę na innych. Pytanie tylko, czy mieszkańcy jeszcze raz mu uwierzą, czy raczej potraktują go jak jedną z tych przeciekających beczek: raz uszczelnioną, ale zawsze gotową, by wylecieć i zatruć wszystko dookoła.

mt

4.5 2 głosów
Ocena artykułu
Subskrybcja
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najnowszy
najstarszy najwięcej głosów
Wbudowane opinie
Zobacz wszystkie komentarze
Scroll to Top