Strach ma wielkie oczy – czyli jak banery Rafała Trzaskowskiego przestraszyły silnych ludzi spod znaku dr Mentzena,
W Mysłowicach dzieje się coś, co niby nikogo już nie dziwi, ale każdego przyzwoitego człowieka oburza. Oto kolejny raz ktoś, pod osłoną nocy z dala od kamer, zrywa, tnie, niszczy banery wyborcze kandydatów na prezydenta. I choć podobne akty wandalizmu towarzyszą niemal każdej kampanii wyborczej, tym razem dzieje się to z taką częstotliwością i w tak specyficznym stylu, że nie sposób przejść obok tego obojętnie.
Na celowniku? Przede wszystkim Rafał Trzaskowski, kandydat Koalicji Obywatelskiej, oraz Szymon Hołownia, reprezentujący Trzecią Drogę. Przypadek? Oczywiście, że nie.
Z jednej strony mamy ludzi z wizją, merytorycznych, otwartych na rozmowę i szanujących demokratyczne standardy. Z drugiej – beton. Z jednej strony propozycje, konkretne programy, nadzieja na lepsze jutro. Z drugiej – strach, frustracja i nożyczki.
Miasto bez kopalni, ale z pamięcią
Mysłowice to nie jest byle jakie miasto. To Śląsk w pigułce – duma, tradycja, ciężka praca, fedrowanie, rodziny górnicze, które przez dekady budowały nie tylko lokalną, ale i narodową gospodarkę. I co dostaliśmy w zamian? Zamknięte kopalnie, bezrobocie, migrację młodych. I slogan, który wciąż dudni w uszach starszych mieszkańców: „restrukturyzacja”, „wygaszanie”, „zmiana profilu gospodarki”.
Tyle że prawda jest brutalna i łatwa do zweryfikowania: to właśnie rządy Prawa i Sprawiedliwości zamknęły największą liczbę kopalń na Śląsku. Tego nie da się ukryć pod płaszczykiem patriotycznych haseł i górniczych karczm piwnych. Nie ma znaczenia, jak głośno kandydaci PiS krzyczą dziś o „ochronie polskiej energetyki” – fakty mówią same za siebie.
Wystarczy przypomnieć porozumienie zawarte 28 maja 2021 roku między rządem Mateusza Morawieckiego a górniczymi związkami zawodowymi. Dokument ten zakłada stopniową likwidację wszystkich kopalń węgla kamiennego w Polsce do 2049 roku. W praktyce oznacza to, że pod rządami PiS podpisano największy w historii plan systemowego zamykania górnictwa w Polsce.
I to nie są tylko zapowiedzi – wystarczy spojrzeć na liczby. W latach 2015–2023, czyli w okresie rządów PiS:
-
zamknięto lub rozpoczęto likwidację kilkunastu zakładów górniczych, w tym dużych i strategicznych kopalń na Górnym Śląsku (m.in. Ruda, Wieczorek, Pokój, Wujek),
-
ograniczono wydobycie w wielu czynnych kopalniach, które dziś działają tylko częściowo,
-
zrezygnowano z inwestycji w nowe złoża, mimo wcześniejszych zapowiedzi ich uruchomienia.
To wszystko działo się równolegle z ogromnymi dotacjami do TVP i nagrodami dla polityków. Górnicy zaś – ci, których rzekomo PiS tak broni – dostali „program osłonowy” i zapewnienie, że ich miejsca pracy będą stopniowo „wygaszane”.
– „PiS obiecywał ratowanie górnictwa, a zamknął więcej kopalń niż ktokolwiek wcześniej. To nie była żadna transformacja – to była likwidacja” – mówi emerytowany górnik z Mysłowic.
Rząd PIS nie wypracował alternatyw, nie stworzył planu dla śląskich miast, nie zadbał o nowe miejsca pracy. Mysłowice – jak wiele innych górniczych ośrodków – zostały same sobie. A teraz ci sami politycy, którzy likwidowali kopalnie, stawiają swoje banery i obiecują „dalszy rozwój”. Czyli co? Kolejne zamykanie, tym razem szkół? Przychodni? Miast?
Kiedy kończą się argumenty – zaczynają się noże
Niszczenie banerów to nie jest tylko wandalizm. To polityczny symbol. Bo co mówi nam o przeciwniku to, że zamiast debaty wybiera przemoc? Co mówi o jego zwolennikach fakt, że wolą chować się po kątach i ciąć nożem materiał wyborczy, niż stanąć do rozmowy na argumenty?
To mówi nam jedno: boją się. Boją się Trzaskowskiego. Boją się Hołowni. Boją się każdego, kto staje do wyścigu, mającego wizję nowoczesnej Polski. A strach, jak wiadomo, ma wielkie oczy. I bardzo słabe ręce do dyskusji.
Bo co ma powiedzieć Sławomir Mentzen, kandydat Konfederacji, który na TikToku i Twitterze rzuca hasła o „zdradzie narodowej”, straszy Niemcami i robi z Unii Europejskiej nowego diabła, a sam… pochodzi z niemieckiej rodziny?
– „Mam niemieckie korzenie, ale walczę z Niemcami” – to brzmi jak kiepski żart. Ale chyba taki jest styl tej partii – memy zamiast merytoryki, prowokacje zamiast planów” – mówi Marta, nauczycielka z Brzęczkowic.
A jego słynny doktorat z ekonomii? Otoczony legendą niczym skarb templariuszy, ale w debacie z prawdziwymi ekonomistami Mentzen potrafi tylko powiedzieć: „nie pamiętam”, „to był żart”, „wyrwane z kontekstu”, „to nieprawda”. Niektórzy twierdzą, że cała Konfederacja to taka zbiorowa „polityczna prowokacja” – tylko nikt już się nie śmieje, bo ich poparcie przekłada się na realne mandaty i realne decyzje.
Nie sposób dziś rozmawiać o polityce w Mysłowicach bez emocji. Ludzie są zmęczeni, sfrustrowani, ale i coraz bardziej świadomi.
– „Nie zgadzam się z tym, żeby ktoś niszczył czyjąś kampanię. To tchórzostwo. Jak ktoś nie ma nic do powiedzenia, to niech się nie bawi w politykę” – mówi Dorota, aktywistka z dzielnicy Piasek.
– „Ja nie jestem za Trzaskowskim ani za Hołownią, ale jak ktoś niszczy plakaty, to nie zasługuje na szacunek. To pokazuje, że się po prostu boją” – dodaje pan Marek, emerytowany kolejarz.
Ten felieton nie jest apelem o głosy na konkretnych kandydatów. To apel o uczciwość. O powrót do dyskusji, do cywilizowanej polityki, do normalności. Bo my, mieszkańcy Mysłowic, nie damy się już nabrać na tani populizm. Nie zapomnimy, kto nas zostawił w czasach kryzysu. I nie przyjmiemy milczenia tam, gdzie potrzebna jest odwaga.
Zrywajcie więc banery, ile chcecie. Niszcie plakaty, malujcie twarze kandydatów farbą. Ale nie zmienicie jednego: w Mysłowicach budzi się społeczeństwo obywatelskie. I to nie nożyczki, lecz kartka wyborcza będzie waszym największym przeciwnikiem.
Bo strach ma wielkie oczy. Ale my mamy już dość patrzenia na wasze wymówki.
Teraz patrzymy w przyszłość. I chcemy czegoś więcej.
MT