Mysłowice od dawna mają wobec Szpitala nr 2 dług, którego nie da się przeliczyć na złotówki. To rachunek sumienia wobec pacjentów, lekarzy, pielęgniarek i wszystkich, którzy liczą na to, że w nagłej potrzebie znajdą w „Dwójce” pomoc. Niestety, zamiast realnej troski władze miasta fundują mieszkańcom gorzką lekcję lekceważenia.
Zadłużenie miasta wobec szpitala przekroczyło już 11 milionów złotych. A miasto? Oferuje 1,6 mln złotych. Gest czy kpinę? Kwotę tę trudno nazwać ratunkiem , to jedynie rozliczenie strat za rok 2022. Lata 2023 i 2024? Kolejne 9 milionów czeka w milczeniu. Milczeniu, które może zabić.
Szpital bez tlenu finansowego
Kiedy komornik blokuje konta, a aparatura diagnostyczna od dawna nadaje się do muzeum, mówimy już nie o trudnościach, ale o egzystencjalnym zagrożeniu. Lekarze i pacjenci czują, że sytuacja wymyka się spod kontroli. Jak wykonywać operacje bez sprawnych urządzeń śródoperacyjnych? Jak realizować kontrakty z NFZ, skoro brakuje narzędzi, by w ogóle je realizować? Spirala zadłużenia zaciska się jak pętla, a miasto udaje, że wystarczy rzucić ochłap i sprawa załatwiona.
Ludzie też odchodzą
Z „Dwójki” odchodzi zastępca dyrektora ds. lecznictwa, Paweł Lorek – lekarz, który przez lata odpowiadał za kontrakty z NFZ i jakość świadczeń. Trudno się dziwić. Ile można pracować w miejscu, gdzie jedyną pewnością jest narastający chaos? Kadrowa wyrwa w tak krytycznym momencie to kolejny cios, którego skutki odczują pacjenci.
Szansa na rozwój czy kolejna stracona okazja?
W całym tym dramatycznym obrazie pojawia się też światełko – projekt otwarcia Zakładu Opieki Leczniczej. Dofinansowanie zewnętrzne jest na wyciągnięcie ręki. Warunek? Wkład własny 4 miliony złotych. Co znamienne, to mniej więcej tyle, ile miasto i tak już zalega szpitalowi. Brak decyzji władz oznacza, że stracimy nie tylko pieniądze, ale i szansę na wzmocnienie finansów placówki. A takich okazji w kryzysie nie można przepuszczać.
Promocja ważniejsza niż zdrowie?
Na wrześniowej sesji Rady Miasta padły słowa, które wielu zapamięta na długo. Zastępca prezydenta, Wojciech Chmiel, stwierdził, że to „system” i „rząd” odpowiadają za problemy szpitala. Tylko czy to wystarczy, by umyć ręce? Zwłaszcza, że w tym samym systemie dawny Szpital nr 1 (dziś prywatny) radzi sobie całkiem dobrze.
Władze Mysłowic znajdują pieniądze na kampanie promocyjne, reklamy, banery i eventy. Pytanie więc brzmi: co dla włodarzy jest naprawdę priorytetem – wizerunek czy zdrowie mieszkańców?
Szpital nr 2 to ostatnia miejska placówka zdrowia. Jeśli upadnie, mieszkańcy zostaną na lodzie, a Mysłowice zapiszą się w historii jako miasto, które pozwoliło własnemu szpitalowi umrzeć w ciszy. I wtedy żadne spoty promocyjne nie przykryją jednego faktu, władze wybrały autopromocję ponad życie ludzi.
mt
źródło: CTMyslowice