Śmieci pod płotem, czyli niechciane sąsiedztwo na Starej Wesołej

Wyobraźcie sobie, że tuż za waszym ogrodzeniem, w miejscu, gdzie jeszcze niedawno spędzaliście popołudnia w altanie, ktoś urządza śmietnisko. Latem fetor i chmary owadów skutecznie wypędzają was z własnego ogrodu, a prośby o przeniesienie pojemników spotykają się z milczeniem. Brzmi jak zły żart? Niestety, to codzienność jednej z rodzin mieszkających na Starej Wesołej.

 

Sprawa dotyczy drogi dojazdowej, która prowadzi do kilku posesji przy ulicy 3 Maja. Jej współwłaścicielem jest m.in. właściciel budynku, w którym mieszka sześć rodzin wynajmujących mieszkania. To właśnie on wskazał fragment drogi – znajdujący się pod płotem sąsiedniej posesji – jako miejsce do gromadzenia odpadów. Choć formalnie miał do tego prawo, decyzja ta wywołała duże kontrowersje i sprzeciw ze strony sąsiadów.

Sytuacja eskaluje szczególnie w sezonie letnim. Smród rozkładających się śmieci i latające nad kubłami owady skutecznie zniechęcają właściciela sąsiedniej posesji do wypoczynku we własnym ogrodzie. Mieszkańcy, których domy również graniczą z drogą dojazdową, nie kryją rozdrażnienia. Czują się ignorowani i pozbawieni wpływu na to, co dzieje się niemalże pod ich oknami.

Choć przepisy dotyczące lokalizacji pojemników na odpady są jasne w przypadku budynków wielorodzinnych, w przypadku zabudowy jednorodzinnej – czyli takiej, jak na Starej Wesołej – regulacje te nie mają zastosowania. To prawna luka, która dziś zamienia się w bardzo realny problem.

Urząd Miasta, mimo ograniczonych kompetencji, zdecydował się na interwencję. W poniedziałek 16 czerwca, na zaproszenie naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska Sonii Olszewskiej, odbyło się terenowe spotkanie z mieszkańcami. Wzięli w nim udział urzędnicy, przedstawiciele Zakładu Oczyszczania Miasta oraz radna Joanna Myszka, która została poproszona o pomoc przez właścicieli posesji. Najważniejszy jednak uczestnik – właściciel budynku, z którego pochodzą odpady – nie pojawił się.

 Naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska przedstawiła mieszkańcom możliwe rozwiązania i działania, które miasto może podjąć w tej sprawie – relacjonuje radna  Joanna Myszka.

Mimo zaangażowania samorządowców i licznych apeli, sprawa utknęła w martwym punkcie. Wszystko wskazuje na to, że jedynym sposobem na rozwiązanie konfliktu będzie droga sądowa. Właściciele sąsiednich posesji rozważają wystąpienie do sądu cywilnego z wnioskiem o zakaz użytkowania części wspólnej nieruchomości w sposób uciążliwy dla innych współwłaścicieli.

W tej sprawie emocje buzują, a granica między tym, co zgodne z prawem, a tym, co zwyczajnie przyzwoite – zaciera się niebezpiecznie. Bo choć każdy chce mieć wolność w swoim domu, nie może ona oznaczać, że inni będą musieli oddychać cudzymi odpadami.

gm

0 0 głosów
Ocena artykułu
Subskrybcja
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najnowszy
najstarszy najwięcej głosów
Wbudowane opinie
Zobacz wszystkie komentarze
Scroll to Top